I finalnie to zdobyliśmy Koenigstein. Chociaż najpierw Pillnitz z rewelacyjnymi kolorami - w sam raz na obraz, w nastepnej kolejności zeżarliśmy wonderfulową kartofelsałatkę na stosunkowo stromym zboczu w malowniczym lesie. Cały czas nie wiem, czy to było rozsądne ze względów ogólnie pojętego bezpieczeństwa. Ale mniejsza z tym - smakowało, o jednokierunkowej gadało się śmiesznie, ja nawet moich paranoi nie miałam, że ktoś za drzewem stoi, że podgląda, że by coś też zażarł... Zapomniało mi się.